Plątała mi się kupiona na fali euforii po zupie z soczewicy paczka soi. I co z tym zrobić, skoro połowa mieszkańców mojego domu jarskie uważa za niemęskie? No soja nijak nie będzie mięskiem, tu wiedziałam, że nie przeskoczę. Ba... jakoś tak kiepsko kojarzyłam z gotowanych na mieszkaniu studenckim gotowych kotlecików sojowych, które nie wiedzieć czemu śmierdziały jak głupie przez te kilka godzin we wrzącej kąpieli. No ale skoro ja kupiłam, to ja musiałam coś wymyślić. Pogrzebałam troszkę... poszukałam i trafiłam tutaj. A że uwielbiam wszelkiego rodzaju pasty, to postanowiłam zrobić ten pasztet. Czy jak nieufnie inni stwierdzili 'pasztet', bo przecież bez grama mięsa. I mile mnie soja zaskoczyła. Spory słoik, w dodatku może też sporo postać w lodówce, smakiem trochę przywodzi na myśl te małe, turystyczne paszteciki pomidorowe (ponoć z mięsem, ale ja tam nie sprawdzałam etykietki:P). W mojej opinii in plus. Od czasu do czasu warto:) Ciekawe, co wy na to powiecie;)
Sojowe ingrediencje:
- 250 g soi
- szczypta tymianku
- pół małego patata (lub marchewki) - ja nie dałam, bo mi się zapomniało:P
- szczypta kminku
- 1 duży liść laurowy
- 2 ziarna ziela angielskiego
- 1/2 łyżeczki łagodnego curry
- szczypta oregano
- kilka kropli soku z cytryny
- sól czosnkowo-cebulowa (nie miałam, dałam sól i czosnek granulowany)
- 1/2 dużej cebuli
- pieprz
- 2 czubate łyżki koncentratu pomidorowego (ja dałam trzy, ale ja uwielbiam pomidory:)
- 2 szczypty chilli
- 2-3 spore szczypty majeranku
- olej
Sojowe czary-mary:
- Soję trzeba namoczyć na noc w dużej ilości zimnej wody (trzy razy więcej niż poziom soi).
- Soję, marchewkę, ziele, curry, oregano, tymianek i kminek zalewamy 1/2 litra wrzątku i gotować do miękkości (ok. 2 godziny). Odcedzamy i wyjmujemy ziele oraz liść.
- Przekładamy z powrotem do garnka, polewamy kilkoma łyżkami oleju, dodajemy cebulę pokrojoną w kostkę i zeszkloną na oleju, mieszamy.
- Posypujemy sporą ilością pieprzu, chilli, curry i znów mieszamy.
- Dodajemy sól, majeranek i koncentrat - miksujemy. Masa będzie sucha i gęsta, miksujemy dalej dodając po trochu olej aż do uzyskania gładkiej konsystencji.
- Przechowujemy w lodówce w pojemniku z pokrywką. Pasta wytrzymuje spokojnie tydzień (czy dłużej - nie ręczę, bo po tygodniu już nam się skończyła).
- 250 g soi
- szczypta tymianku
- pół małego patata (lub marchewki) - ja nie dałam, bo mi się zapomniało:P
- szczypta kminku
- 1 duży liść laurowy
- 2 ziarna ziela angielskiego
- 1/2 łyżeczki łagodnego curry
- szczypta oregano
- kilka kropli soku z cytryny
- sól czosnkowo-cebulowa (nie miałam, dałam sól i czosnek granulowany)
- 1/2 dużej cebuli
- pieprz
- 2 czubate łyżki koncentratu pomidorowego (ja dałam trzy, ale ja uwielbiam pomidory:)
- 2 szczypty chilli
- 2-3 spore szczypty majeranku
- olej
Sojowe czary-mary:
- Soję trzeba namoczyć na noc w dużej ilości zimnej wody (trzy razy więcej niż poziom soi).
- Soję, marchewkę, ziele, curry, oregano, tymianek i kminek zalewamy 1/2 litra wrzątku i gotować do miękkości (ok. 2 godziny). Odcedzamy i wyjmujemy ziele oraz liść.
- Przekładamy z powrotem do garnka, polewamy kilkoma łyżkami oleju, dodajemy cebulę pokrojoną w kostkę i zeszkloną na oleju, mieszamy.
- Posypujemy sporą ilością pieprzu, chilli, curry i znów mieszamy.
- Dodajemy sól, majeranek i koncentrat - miksujemy. Masa będzie sucha i gęsta, miksujemy dalej dodając po trochu olej aż do uzyskania gładkiej konsystencji.
- Przechowujemy w lodówce w pojemniku z pokrywką. Pasta wytrzymuje spokojnie tydzień (czy dłużej - nie ręczę, bo po tygodniu już nam się skończyła).
Na pewno zdrowszy niż typowy pasztet, w którym tak na prawdę nie wiadomo co jest :)
OdpowiedzUsuń