Ufff... zdążyłam:) Jak obiecałam wczoraj, bo wczoraj przecież był Dzień Kota i nijak się niestety o tym nie dało zapomnieć. Tak więc - jak obiecałam części kota przygotowane wczoraj (już zniknięte... nie miałam pojęcia, że będą miały taką krótką żywotność:D). Czytam sobie wpis u Rzekotki o kocich kadłubkach i tak mnie jakoś natchnęło. Sama miewam taki kadłubek nie raz i nie dwa razy dziennie, a to na kanapie, a to na pufie. Chyba tylko w kuchni nie miewam i w pralce. Mój koci kadłubek twierdzi, że Dzień Kota, to jedna wielka ściema. Według niego przecież Dzień Kota jest codziennie! Nie śmiałam się sprzeczać. Poszłam do kuchni i po prostu zrobiłam swoje. Nie...nie Łodełyki na patyku. Ale bardzo stare i bardzo sympatyczne ciasteczka, które dzieciom kojarzą się jakoś tak z kocimi językami. Tym razem w odsłonie pomarańczowej:)
Co potrzebne do czarów?
- 5 łyżek mąki
- 10 dag cukru pudru
- 12,5 dag masła
- 1 jajo
- 1 żółtko
- 1/2 łyżeczki skórki z pomarańczy
- olejek pomarańczowy
- polewa: 50ml śmietany kremówki, 1 gorzka czekolada
Jak wyczarować?
Masło utrzeć do białości, dodać resztę składników. Wyrobić ciasto, po czym za pomocą łyżeczki formować długie, płaskie placuszki i układać je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (polecam sylikonowe maty do pieczenia, jestem z nich bardzo zadowolona:) ). Pieczemy w 170ºC aż się zarumienią. Przecinamy na pół wzdłuż, póki są gorące, bo potem się kruszą. Ozdabiamy polewą i zjadamy:)
A... i pamiętamy, żeby wytrzeć dzioba. Tu mój fotograf po pochłonięciu kilku języków:)
I koci język do porównania... gdyby nie kolor, można byłoby się pomylić... albo i nie... te zęby nastrajają do refleksji....
:D
OdpowiedzUsuńwszystkie trzy języki fajne!
Udany dzień Kota :)
OdpowiedzUsuńjadłam i były pyszne!:) m.
OdpowiedzUsuń